czwartek, 28 stycznia 2010

sam proces nie jest szczególnie trudny, raczej prymitywny, nieskomplikowany. preparujesz papier powlekając go odpowiednią chemią, czekasz aż wyschnie, robisz stykówkę, płuczesz, utrwalasz, płuczesz, czakasz aż wyschnie i tratata, cała sala klaszcze, tadam.
po kilku godzinach masz ręce niebieskie po łokcie i potem dwa dni nie możesz zmyć z siebie tego syfu. ale te spojrzenia, kobiety w sklepie, dzieciaków w korytarzu... od razu się czujesz prawdziwym artystą.

piątek, 22 stycznia 2010


cyjanotypia z niegdyś rudą lolą. takie rzeczy w szkole robię. jest nawet zabawnie, tylko paluchy mam kolorowe.
swoją drogą ktoś wie, jak się na polski tłumaczy argyrotype / van dyke brown?

wtorek, 19 stycznia 2010




sighthill c.d., bardzo lubię to miejsce i bardzo się cieszę, że tam nie mieszkam.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

dobrze, pora się przyznać. mam taką nerwicę, takie malutkie natręctwo, pedancik skurczysynik taki we mnie siedzi, że nie poradzę. trzymam negatywy w koszulkach, w segregatorach, w pudełkach, w szufladach. zawsze wycieram skaner. a jeśli po skanowaniu dostaję obrazek z jakimiś paprochami, to odpalam fotoszopa. nie ważne czy będzie z tego wydruk, czy tylko wersja internetowa.
więc siedzę i stempluję, stempluję. akurat w stemplowaniu jestem dobra. w plamkowaniu również.
w ogóle jakby ktoś chciał zatrudnić retuszera to wiecie.

sobota, 16 stycznia 2010



przypomniały mi się te zdjęcia z jelitopodobną kładką nad leith walkiem. obce coś w strukturze miasta, jak implant, albo pasożyt.

sobota, 9 stycznia 2010

pocztówka z widokiem na pilrig, ósma rano, zeszły weekend, długi czas i szczękanie zębami...
ach, te cudowne poranki, gdy miasto dogorywa po wczorajszej imprezie a ja idę spędzić kolejną wspaniałą sobotę w mojej wspaniałej pracy.
podobno najstarsi ludzie w edynburku nie pamiętają takiej zimy. nawet nie chodzi o to że śnieg, bo owszem, śnieg czasem pada, ale zazwyczaj po piętnastu minutach zamienia się w smutną ciapę, ponurą breję, sinoszarego gluta spod którego prześwituje równiutko wystrzyżona trawa. więc cały bajer w tym leżeniu. bo teraz spadł i leży. drugi tydzień.
też bym tak sobie, poleżała troszkę.

środa, 6 stycznia 2010

miałam ostatnio kilka dni wolnego więc był wreszcie czas by pójść do mojej ulubionej galerii obejrzeć wystawę bp portrait award 2009.
z tym portretem, to jednak jest trochę zaskakujące, że większość wyróżnionych w tym roku prac jest taka... superhiperrealistyczna. precyzyjna. szczegółowa. przerażająco wierna. aż trudno uwierzyć, że po 170 latach to jednak malarstwo, naśladuje fotografię.
przy okazji wypadu do dean gallery mogłam sobie popstrykać foteczki tamtejszym dekoracjom świątecznym

(nathan coley wkręcał te żarówki).